życie
granatem niebo zasnute jest całe
gwiazdy nie znaczą już drogi do domu
a przyjaźń złudną dziś się okazała
jak wierzyć komuś
Judasz wziął srebro za swoją przysługę
winy nie obmył potokiem łez słonych
sumienia nie da uciszyć się długo
dźwiękiem mamony
każdy ma szansę na milion jedyną
nie ma znaczenia wiara kolor rasa
z czasem zapały młodzieńcze przeminą
życiem nie szastaj
ono upływa w kierunku wieczności
jak mróz na szybie rzeźbi twarz powoli
uczy szacunku pokory miłości
i czasem boli
co po mnie zostanie
co po mnie zostanie parę smutnych rymów
mała wiązka krzyku uwięziona w gardle
zgaśnie troska matki o twą przyszłość synu
już nie załopocą pełne wiatru żagle
tak samo jak wczoraj dzisiaj świat się kręci
ptaków dźwięczne trele niosą się po lesie
uśpione wspomnienia budzę w swej pamięci
czasem w nocnej ciszy echo łkanie niesie
niespełnionych marzeń czasu zakładników
nie wyzwoli z jarzma największe pragnienie
a jedno po drugim konając po cichu
ze złej carcinomy odejdą brzemieniem
a jednak zostanie niewypowiedziany
żal ust co pragnęły całować namiętnie
tych tęsknot bez końca do ciebie kochany
uśmiechnij się proszę choć los pisze puentę
zapomniani
zapomniani nie tańczą ze słońcem
kropel rosy nie liczą o świcie
ich idee w popiele gasnące
wypalone bezsensem jak życie
już nie dotrą do sedna znaczeń
przygaszeni codzienną skargą
żadnej prawdy nie chcą tłumaczyć
a nadziei szepczą - nie warto
nie uwierzą by mogła się zrodzić
lepsza prawda od tej którą znają
kropli szczęścia w łez słonej powodzi
nie dostrzegą za życia konając
nie czekaj na krzyk
u mnie znowu zima obojętność studzi
ostry wzrok przenika zapałki z rąk lecą
żadna nie zapłonie gaśnie wiara w ludzi
lodowate sople mroźnym blaskiem świecą
u mnie znowu biało wyblakły kolory
drżąca namiętności skuta grubym lodem
biel mnie nie przeraża ma swoje walory
gdyby tak kochanie nie wiało tu chłodem
u mnie znowu cisza w której gorzkie krople
bezszelestnie błądzą ślad na twarzy znaczą
serce w głaz się zmienia zmęczone samotne
i najczulsze słowa delikatność tracą
u mnie zmierzch zapada i nadzieje gasną
wyciągnięta ręka zbyt późno wyrusza
jeszcze sił ostatkiem krzyk który nie zasnął
rzucę poza siebie z objęć Morfeusza
********************
zabierz mnie zabierz mnie zabierz mnie
tam gdzie rozpacz nie znajdzie drogi
wycisz lęk otrzyj łzę utul w śnie
posiej szczyptę szczęścia na progu
a kiedy
kiedy stanąłeś na mojej drodze
Bóg zabrał wszystkie słowa
idąc za tobą w uczucia głodzie
rodziłam się od nowa
kiedy ruszałeś w życia przestrzenie
z radością poszłam z tobą
dla ciebie wszystko w swym życiu zmienię
będę inną osobą
a kiedy zechcesz swój świat ratować
ja będę twoją arką
na wszystko zawsze będę gotowa
nawet jeśli nie warto
a kiedy życie zechce cię zranić
zasłonię cię jak tarczą
na twoich wrogów zrzucę dynamit
niechaj demony warczą
a kiedy pójdziesz ciemną doliną
zostanę twoją gwiazdą
rozproszę mroki byś w nich nie zginął
pójdę doliną każdą
lecz kiedy powiesz nam nie po drodze
zatrzymam się w pół słowa
dalej nie pójdę wiesz że nie mogę
choćbyś tych słów żałował
jeszcze nie teraz
nie odchodź jeszcze patrz słońce wschodzi
blaskiem nadziei nowy dzień wita
słyszysz w listowiu słowik zawodzi
prośbę popiera trelem zachwyca
nie odchodź jeszcze popatrz jak rosa
w porannym brzasku iskrzy diamentem
niech się roztańczy wiatr w twoich włosach
sypiąc płatkami kwiatów na szczęście
nie odchodź jeszcze bo błękit nieba
stęskniony twego dźwięcznego śmiechu
którego brzmienie serca rozgrzewa
dając nadzieję wróżbom na przekór
nie odchodź jeszcze niech bocian młode
nauczy pewnie w przestworza wzlatać
zanim wyruszy wskażesz mu drogę
w którą je weźmie na kraniec świata
nie odchodź jeszcze nie czas i pora
przy boskim boku aniołów niwie
On od narodzin ciągle nas woła
szuka nawraca czeka cierpliwie
bądź realny Morfeuszu
w nieskończoności zakochanych myśli
gdzie galaktyka niebytem zostaje
przyjdź Morfeuszu i taki sen wyśnij
gdzie każda chwila będzie naszym rajem
nie dręcz już dłużej życia marzeniami
choć odrobinę daj złudnej nadziei
że jeden promień zabłyśnie nad nami
i zginie w mroku to co wciąż nas dzieli
chociaż na próżno szukam życia tęczy
odganiam myśli które bardzo bolą
między skałami gdzieś w górskiej przełęczy
odnajdę chwilę naszą wspólną moją
proszę niech trwanie dzisiaj się nie kończy
żal jest odchodzić gdy los gra złą kartą
strużka nadziei wciąż w sercu się sączy
że przyjdą chwile dla których żyć warto
autorka – Pani Barbara Winiarczyk